Moc dziecięcych zachwytów – własna koncepcja na pracę z przedszkolakami Sylwii Piotrowskiej
Ogromnie dużo myśli i pytań krążyło podczas mojego sierpniowego opowiadania o pracy z dziećmi. Tyle się działo, że opowiedzieć wszystkiego nie sposób. Tym razem chciałabym poprzez pryzmat moich piątkowych zajęć odpowiedzieć, po części, na pytanie Roberta, które chyba lekko nam odpłynęło pod wpływem kolejnych refleksji. Jak łapiesz te zachwyty, zapytał? Notujesz? Bywa i tak…Odkładam na chwilę do specjalnej szufladki w mojej głowie, wyjmuję i prowokuję dzieci ich własnym zachwytem. Na pewno kiedyś opowiem oraz pokażę i to.
Dzieje się jednak i tak, jak w piątek, kiedy pojawia się zachwyt i nie da się czekać. Jestem częścią świata moich dzieci i nie mogę przegapiać okazji, które stanowią przyczynek do niesamowitych działań. Trzeba tylko wiedzieć, co z tym zrobić i jak. Tak, by nie ingerować za mocno, ale uczestniczyć i rozwijać. Tym razem wrzało za sprawą zachwytu grą słonecznego światła i supełkiem na lnianym sznurku.
Pierwsza usłyszane: „O jaa… cię…” proszę pani, ale ładny cień z obrazkiem i się zaczęło.
To natura przyszła do nas i grzech byłoby jej nie wykorzystać. Moje „Promyczki” poruszały się po całej sali szukając coraz to nowych przedmiotów przepuszczających światło. Ustawiały je, a za chwilę zastanawiały dlaczego już tylko w połowie przedmioty są w słońcu. Wędrowały po sali i łapały ciepłe promienie. Wnioskowały, rozwijały myślenie przyczynowo – skutkowe. Dostrzegały różnicę w długości cienia i doszły do słusznego wniosku, dlaczego tak jest. Utrwaliły pojęcia : najwyższy – najniższy, krótki – krótszy – najkrótszy, doskonaliły przeliczanie itd. Zachwycone podczas robienia dzwonka, supełkiem na lnianym sznurku, tworzyły supełkowe stworki. Mało tego – dostrzegły, że im więcej supełków tym, sznurek jest krótszy. No to nie można nie było nie sprawdzić z użyciem miary, o ile się skraca, kiedy wiążemy na nim supły. Utworzyły grupki i wołały się wzajemnie, by dzielić się zachwytami słonecznymi refleksami i odkryciami. Na powietrzu obserwowaliśmy przyrodę i posłuchaliśmy gry jesiennego wiatru na naszym dzwonku.
Cele wynikające z tych zachwytów mogłabym mnożyć.
Po takim dniu zawsze przychodzi refleksja… ile ominęłoby mnie, gdybym nie kroczyły za dziećmi i kształtowała te umiejętności na papierze. Praca w oparciu o tę osobistą koncepcję daje mi też pewność, że „nie zgubię” żadnego dziecka, a ono odnajdzie i pokaże swoje osobiste tempo. To sposób pracy, gdzie nie trzeba walczyć o skupienie i koncentrację. Te zachwyty bowiem są bodźcem do kolejnych zabaw i modyfikacji, zgodnych z potrzebami dziecka, podczas których dobudowywane są kolejne umiejętności i osiągnięcia. Wszystko w atmosferze zabawy, a w jej przypadku długość poświęconego czasu nie ma dla dziecka znaczenia. Zaś trudności i ich pokonywanie są wówczas wywołane wewnętrzną potrzebą dziecka i eliminują nieprzyjemne emocje.
To właśnie się działo.
Każdy odnalazł swój osobisty sukces. Spośród wszystkich indywidualnych radości wynikających z kształtowanych tego dnia umiejętności, jako wzruszającą mnie esencję działań, przytoczę słowa jednego z „Promyczków” , poparte ogromnym uśmiechem i błyszczącymi oczkami : „Jejuuuu, proszę pani, jaka jestem szczęśliwa. Ja dziś sama zrobiłam pierwszy mocny supełek w swoim życiu” , a ja wiem, ile wymagało to trudu i czasu.
Kiedy praca bez pakietów daje wolność dzieciom i nauczycielowi, to dzieją się rzeczy wyjątkowe.
Otwierają się wówczas przed nauczycielem drzwi do grupy i każdego dziecka z osobna, bez wydumanych dostosowań, bez nadmiernych poszukiwań indywidualizacji. Daje to radość z własnej kreatywności pod wpływem inspiracji światem dziecka i stworzenia warunków przyjaznego i holistycznego rozwoju małego człowieka. Wiem też od rodziców, że moje „Promyczki” zabrały te zachwyt do domu i bawiły się nim dalej, a to na pewno dobudowało kolejne umiejętności i zachwyciło rodziców.