„Dawnymi czasy uczeń udawał się do uczelni, żeby brać od niej to, co ona miała mu do zaofiarowania, obecnie uczęszcza do szkoły po to, aby zaspokoić pewną określoną potrzebę osobistego rozwoju”
Helen Parkhurst 1922
Wracając pamięcią do czasów mojej edukacji szkolnej, największy nacisk kładziono na pracę samodzielną ucznia – z wyłączeniem gier zespołowych podczas W-F plus okazjonalne tzw. czyny społeczne, do których włączano społeczność uczniowską. Nie pamiętam natomiast, abym razem z moimi koleżankami przygotowywała wspólny projekt, a potem go prezentowała przed innymi. Uczeń miał wdrukowane od lat, że skoro zbyt często pyta i prosi o pomoc, odbierany jest jako ten, który sobie nie radzi. W zasadzie mogłam jedynie liczyć na pomoc ze strony mojej koleżanki z ławki, jeżeli ta potrafiła to zrobić i do tego miała na to ochotę. Brak zaplanowanych innych interakcji podczas zajęć powodował, że z innymi praktycznie nie musiałam współpracować. Gdyby nie moje zainteresowania harcerskie, pewnie byłabym samotnikiem 🙂
Zmiana miejsca i partnera w ławce stosowana była przez nauczycieli jedynie, jako metoda dyscyplinująca. Jeszcze słyszę w uszach ostrzeżenie mojej nauczycielki – „Anka, jak będziesz rozmawiać to cię posadzę z chłopcem! ” Nikt się wówczas nie zastanawiał, że właśnie możliwość współpracy z różnymi uczniami z klasy może wyposażyć mnie na przyszłość w jedną z istotniejszych w dorosłym świecie kompetencji. Przechodząc kolejne szczeble edukacji spotykałam się z różnymi osobami, a rozpoczynając moją pracę zawodową musiałam umieć współpracować z całym gronem pedagogicznym – to trudne, kiedy nikt wcześniej mnie tego nie uczył. Oczywiście można powiedzieć, że mimo tych błędów w systemie edukacyjnym, w jakim przyszło dojrzewać moim równieśnikom, i tak wyrośliśmy na porządnych ludzi, którzy potrafią sobie radzić w zmieniającym się otoczeniu. To może nie było jednak tak źle? Jeśli tak, to po co cokolwiek zmieniać? Lepiej jednak nie popadać w samozadowolenie z tego powodu, nie mamy świadomości ile w nas było z homo sovieticus i ile moglibyśmy więcej osiągnąć gdyby edukacja była choć trochę nowocześniejsza. Od moich uczniowskich doświadczeń upłynęło już wiele lat i nie stanowi o tym jedynie mój fizyczny wygląd, bo zmienił się również świat wokół nas, więc i sposoby przygotowywania do życia kolejnych pokoleń również MUSZĄ ulec zmianie.
Na początku XX wieku zwróciła na to uwagę Helen Parkhurst, nadając WSPÓŁPRACY niezwykle ważną rangę w edukacji. W systemie daltońskim współpraca pomiędzy dziećmi jest wyniesiona jako jeden z priorytetów. Dzieci zmieniają swoje pary w różnych odstępach czasu: każdego dnia, tygodnia lub na czas ukończenia projektu. W momencie, kiedy czegoś nie wiedzą mają do dyspozycji „grupę wsparcia”, w skład której wchodzi kolega z pary oraz najbliższa dwójka, która jest widoczna np. na tablicy współpracy. Zasada „zapytaj trzech zanim zapytasz mnie”- w domyśle mnie czyli nauczyciela – („Ask three,than ask me”) działa bardzo efektywnie – szybko zaobserwujemy wynikające z niej korzyści, kiedy dzieci rozwiązują swoje problemy i wątpliwości najczęściej bez pomocy nauczyciela.
WSPÓŁPRACA wśród uczniów to np. praca w grupach zadaniowych, które mają na celu zadbanie o otoczenie, w którym dzieci przebywają i dotyczy to również wszystkich uczestników procesu – do danego zadania najczęściej wybierane są po dwie osoby tak, aby zadanie mimo np. choroby jednego z dzieci mogło być wykonane. Tzw. OBOWIĄZKI ucznia, stają się nie tylko nauką współpracy, ale i odpowiedzialności za przydzielone im zadania. WSPÓŁPRACA dotyczy również relacji pomiędzy nauczycielem a rodzicami, którzy powinni być partnerami w procesie edukacji. Nauczyciel poprzez informowanie rodziców o celach edukacyjnych, jakie przyjął na najbliższe tygodnie, o działaniach, jakie przygotował, aby te cele osiągnąć wprowadza zasadę współpracy w życie szkolne, co jest również okazywaniem szacunku dla każdej ze stron. Proces współpracy ma swoje wymierne pozytywne efekty, kiedy jest również realizowany w placówce edukacyjnej pomiędzy nauczycielami.
Z doświadczenia wiem, że nie jest to proste zadanie dla dyrektora, ale kto tego dokona, to praca stanie się dla wszystkich przyjemnością. Z ogromnym zachwytem słuchałam podczas 11 Forum Bliżej Przedszkola, Panią Dyrektor Agnieszkę Czeglik (Publiczne Przedszkole nr 18 w Szczecinie), która opowiadała o swoich działaniach z radą pedagogiczną, o pisanych przez siebie dla wszystkich „receptach”, wspólnych pasjach i działaniach. Kiedy ja wspominam „swoją” radę i czasy czerwcowych pikników w ogrodzie, Świąt z niespodziankami, wspólne projekty, łezka w oku się kręci. Kiedy jedna z nauczycielek wpadła na ciekawy pomysł, dzieliła się nim z innymi. To właśnie taka atmosfera jedności, ale i wspierania tych, którym w jakimś działaniu nie wychodzi, jest istotna po to, aby cały zespół był dobry. To właśnie tajemnica sukcesu – to ludzie tworzą placówki, programy, atmosferę, dla której chce się do niej wejść i pooddychać twórczą energią.
Taką właśnie moc czułam na spotkaniu z radą pedagogiczną w Warszawie w zespole placówek niepublicznych, którego organem założycielskim jest Polskie Stowarzyszenie Promocji Oświatowych Oddział I w Warszawie. W „Motylkowej akademii” – przedszkolu, w którym odbywało się szkolenie daltońskie – spotkaliśmy się z kadrą zarządzającą i radą pedagogiczną przedszkola i szkoły. PSPO prowadzi placówki na różnym szczeblu – od przedszkola do liceum i to już od 25 lat! Miło było zobaczyć zaangażowanie w upalne sobotnie przedpołudnie. Mamy nadzieję, że wprowadzenie planu daltońskiego do przedszkola pozwoli mu się rozwinąć aż do liceum – trzymamy kciuki za placówki. Dziękujemy również Pani Dyrektor Annie Lange, za ciepłe przyjęcie, oraz za informacje zwrotne na bieżąco, co pozwala nam na ładowanie akumulatorów do kolejnych działań.
Anna Sowińska
Poniżej relacja zdjęciowa ze szkolenia daltońskiego w Motylkowej Akademii: